7/27/2014

audioriver 2014.txt

Mój pierwszy w życiu festiwal Audioriver to niekończąca się kopalnia opowieści, anegdot, wrażeń, obserwacji oraz emocji, które pragnę zawrzeć w książce "Agata wśród technowikingów", bo absolutnie zasługują na uwagę. Bawiłam się co najmniej przednio, co najmniej grubo i co najmniej do oporu, przechodząc pozytywnie swoisty plażowy test wytrzymałościowy w płockiej edycji. Kilka uchybień w line-upie spowodowanych sytuacjami losowymi typu złośliwość, nie psuje ogólnej radości z uczestnictwa i obcowania z charakterystyczną dla tego festiwalu atmosferą. Nigdzie indziej nie uświadczysz w takiej dużej ilości rozpierduchy, miazgi, sampli, sieki, pierdolnięcia i napierającej zewsząd elektroniki maczanej w towarzystwie specyficznych typów z gatunku rycerze ortalionu - TAK, TO JEST WŁAŚNIE TO.

Na zakończenie wzruszająca historia z muzyka.onet.pl: Patrycja po przegapieniu rezerwacji akademika w marcu zadzwoniła do hotelu, w którym spała rok wcześniej i dowiedziała się, że jest w nim dla niej pokój. "Jak to?" - zapytała. "Wychodząc w sobotę w zeszłym roku rzuciła pani do mojego męża "Ja tu k**wa wrócę" - odpowiedziała właścicielka. "Potraktowaliśmy to jako rezerwację".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz