8/23/2015

styl życia festiwal.txt

A jednak powrót z Taurona Nowej Muzyki, który w tym roku notabene trwał dla mnie jedynie dwa dni, okazuje się na tyle męczący, że nie potrafię uchronić się przed dostosowaniem się na nowo do udręki codzienności. Swój aktualny nastrój rozpięty między rozrywającym smutkiem upływającego czasu a euforią związaną z wyjazdem i obecnością fajnych ludzi, próbuję przywrócić i ustabilizować do bezpiecznego poziomu, ale zawsze jest to piekielnie trudne, bo najzwyczajniej w świecie nie umiem wracać.
Rozstrzał między krótkotrwałymi aczkolwiek intensywnymi wydarzeniami i życiem codziennym nie działa dobrze na moją psychikę i uświadamia raczej o powtarzalności upływających dni podszytych samotnością mimo obecności znajomych; samotnością z powodu dużej odległości przyjaciół; samotnością związaną z brakiem możności nawiązania pełnej jedności z innymi.
Wszelkie wyjazdy i eksploracje niesamowicie mnie nakręcają, ale potem jednocześnie szybko sprowadzają do pionu i sprawiają, że schodzę na ziemię. Odliczam dni do festiwali, sezonów seriali, premier książek, zakupu nowych gadżetów, koncertów, spotkań ze znajomymi, seansów filmowych, momentu wyjścia z pracy, wizyty w nowych miejscach, ale z tyłu głowy i tak kłębi mi się uporczywe poczucie braku sensu wszystkich wymienionych wyżej czynności, a raczej erzaców.
Przez moją głowę przepływa niekończący się strumień świadomości, wypełniony miliardami procesów myślowych i wykreowanymi sytuacjami, które jeszcze nie miały miejsca. Próbuję nadać swojemu stanowi jakąś odpowiednią nazwę - kosmos emocjonalny? Dygot codzienny? Depresja postiwentowa? Życie jako śmiertelna choroba...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz