12/29/2012

past vs. present.txt

Nagłe zrywy narodowościowe, intensywne chwile radości, ucieczka od permanentnej wody codzienności choć niosą wybawienie, zostawiają za sobą też sentymentalną tęsknotę, wyzierającą pustkę i samopowracające wspomnienia, których nie lubię.
Podobno nie można wejść do tej samej rzeki, ale ja metaforycznie łamię ową zasadę, wchodząc jeszcze raz w bramy starego nowego tego samego miasta, odwiedzając te same knajpy, w których niegdyś przesiadywałam, spotykając się z tymi samymi ludźmi, co kiedyś i jest co najmniej tak fajnie jak kiedyś. Fizycznie odczuwam rzeczywistość, która przesuwa się i mija po prostu, olśniewająco powraca, migocze epizodami jaskrawymi i wyraźnymi wspomnieniami, podczas gdy ja zatrzymałam się na jakimś jej etapie i trwam.
Po spektakularnych godzinach przenoszących mnie w good old days, które już nie powrócą, wszystko nabiera kształt goryczy, rutyny, a wodospady żalu za przeszłością leją się strumieniami wraz z dekadenckimi nastrojami końcoworocznymi. Do następnego wszystkiego, dear.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz