Każdy nadchodzący i równie podobny do siebie dzień niesie ze sobą kolejne, na swój sposób powtarzalne muzyczne podsumowania roku i rankingi. Oczywiście nie potrafię się im oprzeć - analizuję bez wyjątku wszystkie, wytrwale przeglądam, porównuję i popadam tym samym w coraz większe dekadenckie przygnębienie.
Te listy to niejako symbol upływającego czasu i przesuniętego w czasie zapętlenia - od kiedy interesuję się muzyką, zawsze pod koniec roku skupiam się na wynikach podsumowań, choć wcale ich nie oczekuję. I nadal irytuję się nad wydawnictwami, które mnie ominęły, nadrabiam zaległości, obiecuję poprawę i słucham jak w narkotycznym ciągu - aż do kolejnego grudnia i kolejnych podsumowań. Ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz