11/12/2012


Chociaż nie lubię poniedziałku, wtorku, środy, czwartku, piątku, a czasami szczerze nienawidzę także niedzieli, to dzisiaj przydarzył mi się zupełnie niefatalny dzień, nawet owocny w swojej beznadziei. Złowiłam niespodziewanie "Autobiografie" Thomasa Bernharda i czuję się jak prawdziwy handlarz narkotykami literatury, bo po przeczytaniu kilku stron jestem prawie odurzona i sparaliżowana jednocześnie. Poza tym, okazało się, że idę na przedpremierowy zamknięty pokaz "Mój rower" z zaproszenia dystrybutora, właśnie oglądam Boiler Room na żywo, gdzie gra Apparat i mimo faktu, że opierdolił mnie dzisiaj żul w tramwaju, obryzgał autobus i depresyjnie panował deszcz, to dziś jakoś mniej trudniej żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz