8/23/2015

styl życia festiwal.txt

A jednak powrót z Taurona Nowej Muzyki, który w tym roku notabene trwał dla mnie jedynie dwa dni, okazuje się na tyle męczący, że nie potrafię uchronić się przed dostosowaniem się na nowo do udręki codzienności. Swój aktualny nastrój rozpięty między rozrywającym smutkiem upływającego czasu a euforią związaną z wyjazdem i obecnością fajnych ludzi, próbuję przywrócić i ustabilizować do bezpiecznego poziomu, ale zawsze jest to piekielnie trudne, bo najzwyczajniej w świecie nie umiem wracać.
Rozstrzał między krótkotrwałymi aczkolwiek intensywnymi wydarzeniami i życiem codziennym nie działa dobrze na moją psychikę i uświadamia raczej o powtarzalności upływających dni podszytych samotnością mimo obecności znajomych; samotnością z powodu dużej odległości przyjaciół; samotnością związaną z brakiem możności nawiązania pełnej jedności z innymi.
Wszelkie wyjazdy i eksploracje niesamowicie mnie nakręcają, ale potem jednocześnie szybko sprowadzają do pionu i sprawiają, że schodzę na ziemię. Odliczam dni do festiwali, sezonów seriali, premier książek, zakupu nowych gadżetów, koncertów, spotkań ze znajomymi, seansów filmowych, momentu wyjścia z pracy, wizyty w nowych miejscach, ale z tyłu głowy i tak kłębi mi się uporczywe poczucie braku sensu wszystkich wymienionych wyżej czynności, a raczej erzaców.
Przez moją głowę przepływa niekończący się strumień świadomości, wypełniony miliardami procesów myślowych i wykreowanymi sytuacjami, które jeszcze nie miały miejsca. Próbuję nadać swojemu stanowi jakąś odpowiednią nazwę - kosmos emocjonalny? Dygot codzienny? Depresja postiwentowa? Życie jako śmiertelna choroba...?

Tauron Nowa Muzyka - cytaty z mediów.txt

Muzyka.onet.pl w relacji z drugiego dnia Tauron Nowa Muzyka 2015, napisała:
Legendarny dubowy selektor, Jah Shaka powiedział kiedyś, że bas jest dobry dla zdrowia bo pozytywnie wpływa na jelita i wspomaga trawienie. Po koncercie Sherwooda i Pincha perystaltyka wszystkich obecnych w namiocie Red Bulla powinna funkcjonować bez zarzutu. 

Mnie co prawda Sherwood & Pinch nie porwał i bez nich moja perystaltyka funkcjonuje doskonale, ale sam fragment zainspirował mnie do podzielenia się z pewnym cudofaktem, który miał miejsce z piątku na sobotę w Katowicach.
#Mianowicie zostałam uzdrowiona z zapalenia zatok podczas występu Autechre. Słyszałam, że niektórym ich występ rozjebał łeb, pozbawił słuchu, spowodował wypadnięcie oka czy eksplozję mózgu, a mi wręcz przeciwnie zrobili coś zgoła odwrotnego, za co serdeczne dzięki. Na festiwal jechałam na środkach przeciwbólowych, z pękającą głową i katarem, ale wystarczyło, by po północy przez godzinę stosowali eksperymentalną metodę walcowania dźwiękiem (wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi), bym z rana zbudziła się jak nowo narodzona.
Pamiętajcie moi drodzy - na ból zatok weź Autechre! (jpg obrazujący sytuację już w drodze)

8/17/2015

nie blue poniedziałek.txt

Poniedziałki jednak nie muszą być zanurzone całościowo w chujni, jak widać. Pośród deszczu pojawia się prawie kompletny program tegorocznej edycji Unsounda, który mimowolnie wywołuje we mnie mocne ciarki i łzy w oczach ze wzruszenia, obalając jednocześnie nowy nurt mojego malkontenctwa, w którym narzekam na kompletne znudzenie festiwalami muzycznymi jako podstawową formą rozrywki w wolnym czasie. Jesienny sezon muzyczny prezentuje się bardziej bizantyjsko niż letni - i dobrze, bo jesienią trudniej o powody do dobrego nastroju, dlatego Sacrum Profanum czy późniejszy Unsound doskonale spełnią rolę antydepresantów.

Poza tym, mimo że pada, to skończył mi się okres i mogę ze świętym spokojem jechać na Tauron Nową Muzykę, pod który wzięłam kolejny urlop w pracy. Nie taki poniedziałek straszny, jak go malują!

8/10/2015

offowa depresja.txt

Sezon w pełni. Właśnie przed chwilą wróciłam z Off Festivalu i tradycyjnie cała jestem smutkiem zamierzchłych momentów, jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało. Życie z perspektywy dzisiaj jest miałkie i lepi się do mnie w całej swojej powtarzalnej okazałości, a ja próbuję pozbyć się festiwalowego kaca i na nowo wdrożyć się do normalkorowego światka rutyny.

Do nadrobienia mam nie tylko kilka płyt i internety sprzed czterech dni, ale też kilka wspaniałych wykonawców, których jak co roku przywożę z Offa z zamiarem bliższego zapoznania się z nimi. Kwadrofonik, Susanne Sodflor, Peaking Lights Acid Test, Enchanted Hunters, Lautari, Algiers i Arto Lindsay & Band koniecznie.

Tegoroczna edycja w jakiś dziwny sposób mnie rozczuliła i jednocześnie uspokoiła oraz zdystansowała do rzeczywistości, pozwalając w pełni oderwać się od spraw, które ostatnio mnie męczyły. Mimo piekielnych upałów i niedospania, obecność bliskich ludzi okazała się miodem na moje serce, czyniąc te trzy dni w Katowicach naprawdę cudownym czasem. Do zobaczenia za rok, Off - wiem, że niezależnie od wszystkiego - będzie naj.