8/31/2014

sunday sadness.txt

Ktoś zapewne bardzo mądry powiedział kiedyś, że niedziela to dzień, który nie istnieje. Całkowicie zgadzam się z tą opinią, a co więcej nawet dodaję, że często pojmuję tak całościowo weekendy. Szczególnie, gdy nie mam nic konkretnego do roboty albo wręcz przeciwnie: do roboty mam cholernie dużo, ale brak mi samozaparcia i motywacji, by zacząć cokolwiek i cokolwiek pchnąć do przodu. Słodko unoszę się więc w oparach nieusprawiedliwionego lenistwa, pomiędzy stosem książek, dźwiękami przejeżdżających samochodów i dzwonów na mszę.

Pierwszy raz od nie wiadomo kiedy jestem na weekend w domu, nie w rozjazdach, nie w innym mieście, nie na festiwalu, nie na polu namiotowym, nie na ćwiczeniach terenowych i nie na imprezie rodzinnej, więc w związku z tym napawam się pozornie prostymi czynnościami jak leżenie w swoim łóżku, przeglądanie książek, rozwieszanie prania, a nawet picie herbaty czy mięty. Wieczorne chłody przypominają o zbliżającej się jesieni i muzyce końca lata, która kojarzy mi się z płytą "The Heart of the Nightlife" Kisses - balearyczna, chillująca, stworzona jakby na leżaku przy jakiejś złocistej plaży idealnie wpasowuje się w klimat leniwej niedzieli.

Warto wspomnieć, że wpadam w nowy poziom żenady, ponieważ podczas porządków w swojej postmodernistycznej meblościance znalazłam stare krzyżówki i zamiast zajmować się domowymi rozrywkami wyższych lotów, siedzę i napieram jedną za drugą, podśmiewując się, że "czarny na drodze" to na pewno "murzyn", a nie "asfalt". Jak dobrze wiedzieć, że umiem świetnie bawić się sama ze sobą, prawda?


happy hipster.jpg

czy to też Twoja playlista na dzisiaj?

8/28/2014

IX. tauron nowa muzyka festiwal 2014.txt

Do tegorocznej edycji Taurona Nowej Muzyki podchodziłam z mocnym dystansem, zapominając zupełnie, że ten festiwal nie zawodzi absolutnie nigdy i nawet jeśli odwołuje się ktoś taki jak Chet Faker, to zostanie mi to zrekompensowane w 100%. Oczywiście nie wiedziałam o tym jadąc do Katowic w nastroju z lekka sceptycznym, z miną nieco zblazowaną i  nieco nieokreśloną - zupełnie przeciwnie niż w drodze powrotnej, gdzie wszystko było euforyczne, wspaniałe, niezapomniane i nowe.

Dziś, prawie tydzień po jego zakończeniu wszyscy piszą i dzielą się swoimi wrażeniami w mniej lub bardziej personalnych relacjach, a ja nie odczuwam potrzeby tworzenia ani listy top10 ani opisywania dokładnie każdego dnia po kolei, stawiając raczej na kontemplowanie emocji i synestezję. Muzyka była przez trzy dni jeszcze bardziej na pierwszym miejscu niż zwykle i chciałabym jak najdłużej zatrzymać ten stan, jak najszybciej wrócić i pozbyć się tej wszechogarniającej ckliwej tęsknoty pofestiwalowej. Zamroczenie, oniemienie, lewitacja.

8/18/2014

bezsensu.txt

Dzisiaj jest prawilnie czarny poniedziałek i jedyny słuszny blue monday, kiedy wszystkie problemy prawdziwych białych koncentrują się wokół spisku katowickiego. Jakimś niecudem wykrakałam wczoraj odwołanie koncertu otwarcia na TNM, ale nie zapominajmy, że wina leży nie tylko po mojej stronie. Właśnie, Chet Faker - coś Ty do licha narobił i jak w obliczu zaistniałej tragedii mam dalej kontynuować uwielbienie do Twojej osoby i fałszować Twoje piosenki w wannie? Wczoraj wrzucasz na Instagram jakieś zdjęcia z kaczkami i świnką morską, a dzisiaj oświadczasz, że nie pojawisz się za trzy dni w Katowicach? To się nie godzi, chłopie!

Dziś wyjątkowo czuję zbliżającą się jesień, ona musi być już blisko. W tle gra "Gold", a ja płaczę wewnętrznie.

8/17/2014

tauron.txt

Nie czuję atmosfery nadchodzącego Taurona Nowej Muzyki, chociaż do rozpoczęcia festiwalu zostało mniej niż tydzień czasu. Może jestem już za stara na takie rzeczy, a może to sprawka odwołanych artystów i brak komentarza na ten temat ze strony organizacji? Naprawdę brakuje mi jeszcze tylko anulowania koncertu otwarcia albo co gorsza - odwołania tegorocznej edycji. Jakaś klęska ostatnio.

8/08/2014

unsound.txt

Byłam dzisiaj na pogawędce rekrutacyjnej w sprawie wolontariatu na krakowskiej edycji Unsoundu. Oczywiście dla niepoznaki udawałam wyzwoloną, kompletnie wyluzowaną i wygadaną młodą kobietę, żeby skutecznie zwiększyć swoje szanse. Możliwe, że nawet mi trochę wyszło, bo ostatecznie przyjęto mnie z otwartymi rękoma, a gdy komisja zapytała mnie, jak opiniuję w sprawie Unsounda, to wylał się ze mnie niespodziewany i niekończący się potok wyrafinowanych i miłych słów. Pośród dość entuzjastycznych opinii o ogólnej wspaniałości festiwalu, padło z moich ust też znaczące stwierdzenie pt.: czuję, iż jest tam bardzo amerykańsko i w ogóle, na co dostałam prawdopodobnie żartobliwą propozycję zostania oficjalną twarzą Unsound i słowa, że powinni mieć kamerę ze sobą, by mnie nagrać, bo to co mówię, jest niesamowite.

FUCK YEAH. Październiku nadchodzę.

8/06/2014

caribou - can't do without you.mp3

nowy album Caribou to prawdziwy majstersztyk, który widzę jako dobroczynny miód na moje skołatane magisterskim złem serce. gdyby wszyscy ludzie z doktoratem robili tak dobrą muzykę jak Dan, to świat byłby zdecydowanie lepszym miejscem.

8/04/2014

off is off.txt

Poniedziałek. Wracałam dzisiaj przed południem z Katowic do Krakowa w nastroju jeszcze mocno festiwalowym i liczyłam, że w busie roić się będzie od ludzi z OFF-owymi opaskami, karimatami, plecakami i śpiworami, którzy dadzą mi okazję na nasłuchanie się snobistycznych opinii i narzekania stylizowanego na wieczne niezadowolenie Warny-Wiesławskiego. Zamiast tego obok mnie siedział typowy Janusz - z wąsem, koszulą w kratę, spodenkach w kratę i sandałach wraz z szarymi skarpetami, a obok kłębiła się jego wyjęta rodem z PRL-u rodzina. Myślę, masakra, szczególnie że gdy ja zajmowałam przeglądaniem Metra oraz czytaniem OFF-owej książeczki w celu pogłębienia swojej kompleksowej już wiedzy, to Janusz wyciągał po kolei gazetki promocyjne supermarketów i wnikliwie się z nimi zapoznawał: najpierw wczytywał się w Lidla, potem w Żabkę, później w Praktikera i Biedronkę, a przy okazji podglądał mnie i drapał się wtedy po głowie. Liczyłam, że powie coś do mnie, ale komentarze typu pojebani ludzie czy co to to czyta zostawił jak widać dla siebie.

Fajne rzeczy jak zawsze doskonałe
Choć początek sierpnia niezmiennie od czterech lat kojarzy mi się z festiwalowaniem u Rojasa oraz przebywaniem na Trzech Stawach w Katowicach, tak tę edycję OFF-a widzę kompletnie na nowo, prawie oczyma debiutanta. Po raz pierwszy nie śpię na polu namiotowym, bawię się z zupełnie inną ekipą niż zazwyczaj, a na Muchowiec jadę właściwie bez żadnych konkretnych preferencji muzycznych, niczego nie oczekuję i niczym się w sumie mocno nie jaram. Pod wieloma względami OFF okazuje się czasem niespodzianek: nie tylko z powodu dużejilościnarazodkrytychnagle brzmień, ale również na przykład prawie niewidzianych koszulek Joy Division, Sonic Youth czy Morrisey'a oraz nieśledzenia mnie przez (DJ-a) Rojka aka jego całkowitej nieobecności na terenie festiwalu.

Powinnam była w ogóle inaczej zorganizować sobie czas, bo im dłużej o OFF-ie myślę, tym bardziej wydaje mi się, że mogłam w danej chwili iść gdzie indziej, posłuchać czego innego i niedługo dojdzie do tego, że zacznę tworzyć sobie w głowie obraz festiwal zmarnowanych szans. Nie udało mi się odwiedzić ani raz Kawiarni Literackiej mimo fantastycznych debat (Czapliński, Antena Krzyku, Serhij Żadan, Orbitowski), nie pogodziłam również potrzeby tańczenia na MasterCard z innymi doskonałymi występami, nie wyrobiłam się na część interesujących mnie koncertów, nie zdążyłam ogolić się w prawdziwym salonie fryzjerskim (LOL) i nie starczyło również czasu na kolejną dziarę. Damn it!

Jeśli chodzi o rankingi koncertowe to jestem pozytywnie zaskoczona Nisennenmondai, Noonem, Chelseą Wolfe oraz porywającą Orchestre De Poly-Rythmo. Potwierdziły się moje przypuszczenia o kapitalności występów Pionala, Króla, Fuck Buttons, Johna Wizardsa, Holdena, The Range'a oraz Michaela Rothera. Żałuję, że nie miałam okazji zobaczyć Perfume Geniusa, Lyli Foy (chociaż słyszałam, że beznadziejnie wypadła), Jahiliya Fields (3 opinie, że był zajebisty nie mogą kłamać), Rose Windows, Rona Morelli'ego, Svengalisghosta oraz Etienne Jaumet - późna godzina zrobiła jednak swoje, a na OFF-ie bawiłam się jednak bardziej typowo emerycko, a nie na pełnej kurwie. Scena MasterCard zaistniała dla mnie jedynie w sobotę, podczas gdy śliniłam się w tańcu do Fort Romeau i zrobiłam pożytek z moich dancing shoes, zaspokajając potrzebę poaudioriverowego bujania się do utraty tchu.

Podsumowując, Katowice miastem festiwalowym są. Za 16 dni wbijam tu ponownie i na pewno nie wyjadę za szybko, o!

8/01/2014

boiler room.jpg

Kolejny polski Boiler Room miał miejsce wczoraj we Wrocławiu i oczywiście transmitowany był na żywo, by wszyscy fanełe mieli okazję pogibać się w pidżamach przed komputerami. Skład całkiem zacny, bo raczyli nas RSS B0YS i Marcin Czubala, ale i tak niezaprzeczalnie wygrał poziom chat roomu (polecam obrazek numer 1), gdzie wszyscy w końcu się dogadali po polsku, a nie po murzyńsku.

Pozdrawiam powoli z Katowic.
firanki, kurwa

bez tajemnic